K A T Y Ń
+++++++++++++++++++++++++

Cisza. Jeno czasem dziki kruk zakracze,
W tym pustkowiu leśnym, w bezbrzeżnej przestrzeni,
I dzięcioł w chore drzewo dziobem zakołacze,
Które stoi smutno wśród młodej zieleni.

Dzikie zwierze, ptactwo tutaj spędza lata,
Zanim ich wypędzi mroźna zima sroga,
Żyje sobie z dala od człowieka-kata,
Który jest stworzony na podobę Boga.

I zda się spokoju tu nikt nie naruszy,
Nic tam ciekawego w tym katyńskim lasku,
Tylko dół ogromny w słonecznej posuszy,
Widnieje otchłanią wykopany w piasku.

Nagle lasek zadrżał. Jakieś groźne huki,
Nieznane do dzisiaj dla lasków i borów,
Zerwało sie ptactwo, zerwały sie kruki,
Bo obcy jest dla nich głuchy warkot motorów.

Długi rząd pojazdów ciągnie sie szeregiem,
Z ładunkiem który tu został przeznaczony,
Kolejno hamuje przed najwyższym brzegiem,
By nad skarpą dołu został zastrzelony.

To oficerowie Rzeczypospolitej,
W mundurach z dystynkcją, z orzełkiem na głowie,
To synowie wierni Polski niepobitej,
Polski którą noszą w duszy, sercach, mowie.

To Sobieskich wnuki, Kościuszki, Traugutta,
I Marszałka ucznie dwudziestego roku,
Ci co "NIE ZGINEŁA" przewodzi im nuta,
Przeciw wszystkich wrogów na Polskę wyroku.

Po strzale w tył głowy, pchnięci w dół kolanem,
Z workami na głowach, związani sznurami,
Las katyński do dziś dźwięczy ich wezwaniem:
"Matko! Polsko Święta nie giń razem z nami".

Czesław Mędrek - Calgary, 1985rok