TAK
SIĘ ZACZĘŁO
Upalny
dzień sierpniowy, jeden z ostatnich w tym miesiącu. Wakacje. Siedzimy z
kolegami nad brzegiem Liwca. Około południa zjawia się na rzeką, raczej
rzadko tu spotykany, Mundzio Zarzycki. Urząd pocztowy zwrócił się do niego
jako do hufcowego o pomoc w znalezieniu kilku ochotników godnych zaufania z
rowerami do rozwiezienia wezwań mobilizacyjnych.
Na
poczcie wręczają mi kilka urzędowo wyglądających kopert, każą pokwitować
i przysiąc, że doręczę.
Za chwilę gnam na rowerze na Stoczek i Sadowne.
Gdzieś
na szosie między Węgrowem a Sadownem zostało moje dzieciństwo.
Wracam nocą. Rankiem odniosłem na pocztę pokwitowania.
Wypłacono mi ze skarbu państwa 6.25 zł. diet. Poczułem się dorosłym.
Wrzesień,
ten pamiętny, słoneczny wrzesień.
Radio pełne marszowych melodii przerywanych
często groźnym
"Uwaga... Uwaga... Nadchodzi...".
Na
rynku głębokie szeregi mobilizowanych. W rękach zawiniątka, teczki, niektórzy
już w mundurach. Ostatnie pożegnania, wstydliwe uściski, kilkoro dzieci płacze.
Ustawiają się, śpiewają Rotę.
To już nie "gałązka rozmarynu" czy akademia trzeciomajowa.
Ci ludzie idą na wojnę.
A
my młodsi, czwarta klasa gimnazjalna i powyżej, to "Przysposobienie
Wojskowe". Starszy sierżant z PKU wydaje nam z magazynu "na
stadionie" karabiny lebela i ostrą amunicję.
Pełnimy służbę wartowniczą strzegąc mostów na Liwcu przy drodze
na Warszawę, kontrolując ruch kołowy na szosie itp. Stoję z kolegą już ze
sześć godzin.
Na szosie auto za autem, kierunek na południowy wschód. Zatrzy-mujemy
każdy samochód, sprawdzamy papiery przy ręcznej latarce.
Nie wiemy właściwie czego szukamy, ale kazali sprawdzać. Już świta
kiedy nadchodzi zmiana.
Trochę snu w domu i służba w Zarządzie Miejskim
Miasto
powoli pustoszeje.
Wyjeżdża policja, urzędy,
urzędnicy. Tylko burmistrz Jan Kuta
zostaje na miejscu.
W nocy znów mosty.
Rano każą zdać broń, miejscowa PKU zabiera ją ze sobą i również
wyjeżdża
na "wschód".
Tylko
zdążyłem się zdrzemnąć...,huk!!!. Pierwsze
bomby, pali się dom Ufnala na Miedzyńskiej .
Wojna dotarła do Węgrowa.
Dniami,
a zwłaszcza nocami, szosą od strony Łochowa ciągnie wojsko i cywilna ludność
w odwrocie. W ciągu dnia bomby lub ostrzeliwanie.
Latają tak nisko, że widać ich twarze.
Jakiś żołnierz usiłuje zestrzelić ich z k.b.. Prawidłowo ustawia
celownik. Leżymy przyczajeni w olszynie nad Strugą.
Jedenastego
września o świcie pierwsze pancerne
auta niemieckie
podjeżdżają do mostu na
Strudze-Czerwonce, sprawdzają, czy go nie zaminowano. Ostatni polscy żołnierze
przemykają się ogrodami.