PODZIĘKOWANIE
Moje wspomnienia nie byłyby kompletne, gdybym nie złożył serdecznych podziękowań wszystkim tym, którzy mnie i wielu tysiącam takim jak ja okazali pomoc w zależności od indywidualnych możliwości, oraz starali się dopomóc do zaspokojenia głodu. Na pierwszym miejscu wiele zawdzięczam mojej matce i siostrom: Nastce i Heli, gdyż przysyłali na mój adres paczki żyvvnościowe i jedną odzieżową do Dachau. Matka miała sama niewiele, ale dokładała wszelkich starań, aby paczki były treściwe, t.zn. wędlina zapiekana w chlebie razowym, aby nikt jej nie mógł wykraść. Na przykład w Mauthausen wykradali z paczek ciasto, wędlinę, papierosy, a w końcu więźniowi wydawali tylko czarny chleb. Każdy z nas miał wielkie święto, kiedy otrzymał paczkę od drogich osób.
W Dachau odbiór paczek odbywał się w ten sposób, że na apelu wieczornym wyczytywano nazwisko szczęśliwego adresata, który następnie zwracał się do magazynu żywnościowego. Tam przy nim paczka była otwierana i przeszukiwana, czy nie zawiera ukrytych listów, broni, amunicji, po czym wszystko mu oddawano. W czasie pobytu naszego komanda Messerschmitt Werke w m. Pferse jeden starszy wiekiem więzień narodowości niemieckiej za przewinienia polityczne, otrzymywał w paczkach tylko surowe ziemniaki. I też się cieszył, że ktoś o nim pamięta.
Wdzięczny jestem również paniom z Komitetu Opieki nad Więźniami Politycznymi z Muszyny za przygotowanie i rozdawanie nam jedzenia w tamtejszym areszcie, a paniom z Tarnowa za obdarzenie nas żywnością na drogę do Oświęcimia w roku 1940. Okolicznej ludności Oświęcimia pragnę podziękować za podrzucanie kawałków chleba w zbożu, które kosiło nasze komando "kosiarzy". Duże uznanie należy się ofiarnym robotnikom cywilnym w Oświęcimiu, którzy narażali się podrzucając więźniom chleb, wędliny, a nieraz i całą paczkę: Ludwikowi Pytlikowi, Antoniemu Baronowi i Franciszkowi Gołemu. Dziękuję też posłowi Putkowi ze Stronnictwa Chłopskiego, który w Mauthausen dzielił się z współwięźniami zupą i chlebem przynoszonym przez przyjaciół. Dziękuję mojemu przyjacielowi ze szkoły podoficerskiej, Władysławowi Drapie za chleb, jaki mi przynosił będąc w komandzie "Rolwagen" - rozwożenia chleba do kuchni SS-mańskiej i obozowej w Dachau; por. Antoniemu Cadrowi za ofiarowanie pewnej sumy pieniężnej z przeznaczeniem dla mnie wraz z p. Władysławem Białkiem, gdy byłem w Oświęcimiu.
Wdzięczny jestem dla Polskiego Czerwonego Krzyża za przysyłanie na mój adres paczek żywnościowych do Dachau-komando Messerschmitt Werke w Pferse w okresie, gdy łączność z moim domem rodzinnym była przerwana przez działania wojenne w zachodniej części Pol- ski.
Dziękuję też w tym miejscu kilku osobom narodowości niemieckiej z zakładów Messerschmitt Werke, którzy okazywali dla nas więźniów ludzkie zrozumienie naszego życia niewolniczego, różnymi sposobami: np. inż. Carl Moessinger nigdy na nikogo nie krzyknął, można było wyczuć, że współczuje nam bardzo. Oberforeman Walter Loos, gdy więzień coś źle wykonywał to on spokojnie starał się jemu pokazać jak to ma wykonać, dość często dał mi bochenek chleba abym się podzielił z najbardziej głodnymi. Foremani: May, A. Ilsanker w poniedziałek po powrocie ze swego domu przeważnie zawsze coś dla kilku z naszej grupy przywieźli, czy to chleba kawałek z margaryną, czy jakiś owoc, a Obermayer to oprócz chleba czasem jeszcze podzielił miedzy nas kilku kawałek ciasta i owoce. Dojeżdżał on do Augsburga z Obersdorfu.
* * *
Wspomnieć należy, że do napisania niniejszej książki - pamiętnika, przyczyniły się namówy i dopingi kilku osób, którym w tym miejscu specjalnie dziękuję, a więc: pani Annie Hess, mojej pierwszej nauczycielce języka angielskiego w Kitchener, która poddała mi myśl zebrania moich przeżyć na papierze; panu profesorowi Tadeuszowi Romerowi, byłemu ambasadorowi i ministrowi Rzeczypospolitej Polskiej, z którym miałem zaszczyt pracować w Skarbie Narodowym "Danina Polska Ltd." od roku 1952 do 1973; panu Zygmuntowi Rusinkowi, naczelnemu redaktorowi "Głosu Polskiego" - człowiekowi o wszechstronnej wiedzy i prawym charakterze, który ujmuje swoim miłym uśmiechem i serdecznym podejściem; pani Halinie Mogilskiej za przygotowanie do druku mojego rękopisu, co wyrnagało dużo cierpliwości i wytrwałości; jak również i mojej żonie, Felicji, za słowa zachęty i za pogodne znoszenie moich hutnorów, kiedy mi pisanie nie szło.
Starałem się umieścić wszystko, co uważałem za ważne w moim życiu. Drogi Czytelniku! Jeśli przy czytaniu niniejszych kart spotkasz nieścisłości, a będę jeszcze żył, to postaram się je osobiście wyjaśnić lub uzupełnić, jeżeli będzie to Twoim życzeniem.
Pisząc o miejscu mojego urodzenia, rodzinie i służbie wojskowej, opierałem się na osobistych przeżyciach przez 33 lata przedwojenne. Będąc w latach 1963, 1972-75-77 na wizytach w Polsce otrzymałem dodatkowe dane, które mi były potrzebne do dokładniejszego obrazu jako wynik ostatniej wojny, jej skutków, zmian w ustroju przedwojennej Polski, wśród rodziny i przyjaciół. Dużo faktów widziałem własnymi oczyma, zaś o pobycie w obozach koncentracyjnych, w Niemczech po wyzwoleniu i o emigracji do Kanady korzystałem z zapisków prowadzonych codziennie zaraz po wyzwoleniu na bieżąco.
Przeżycia w wojsku należą do niezapomnianych, dlatego też o nich napisałem. Chociaż pułk, w którym pełniłem służbę czynną i zawodową, dzisiaj nie istnieje, to jednak w ciągu prawie 20 lat jego istnienia wyszły z jego szeregów setki wyszkolonych żołnierzy - obywateli. Dzięki tym ludziom i ich wychowawcom nie zabrakło w ostatniej wojnie Polaka na żadnym froncie, gdzie toczył się bój o wolność. Chociaż w Jałcie zostaliśmy sprzedani przez naszych zachodnich przyjaciół - Aliantów, to jednak wierzę, że w sprzyjających wzrunkach nasz naród odzyska wolność i niepodległość.
Z trojga przyjaciół, z którymi umawiałem się na przeprawę do Wojska Polskiego na Zachodzie, pozostał przy życiu tylko por. Władysław Trznadel. Por. Cader zginął z ręki Gestapo w Mysłowicach w dniu 21 stycznia 1943 r., a ppor. Kazimierz Baron został rozstrzelany w Oświęcimiu tegoż roku, w niecały miesiąc po śmierci jego młodziutkiej żony, Agnieszki z Suchanków, która również zginęła w Oświęcimiu od kuli niemieckiej 21 marca 1943 r.
Mój skromny wkład do pracy społecznej na terenie Kanady uważam za konieczny, gdyż nikt za nas i dla nas Polaków, gdziekolwiek jesteśmy, pracował nie będzie, jeżeli sami sobie nie podamy ręki do szczerej pracy codziennej, dla usuwania krzywd, które spotykamy na swej drodze życia, albo które czasami sami sobie wyrządzamy, gdyż z tych małych krzywd tworzy się jedna wielka krzywda, którą odczuwamy jako upadek i poniżenie Ojczyzny i Jej niewolę.
Po osiedleniu się na stałe w Kanadzie, w Waterloo, moje przeżycia były świeższe. Dane o moim skromnym wkładzie do pracy społecznej są w tutejszych aktach polonijnych zachowane, jak również i w moich prywatnych zbiorach.